sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział IX



Siódma rano. Zegarek zadzwonił jak zwykle punktualnie dla dzieci w całym domu, doprowadzając ich do białej gorączki. Ojciec mógł tylko pomarzyć o wstaniu o tej godzinie. Sam z łóżka wychodził punkt piąta trzydzieści, by przygotować dzieci do szkoły a siebie do pracy. Co prawda zawsze mógł sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek, ale odkąd jego żona zniknęła został zupełnie sam.
Do kuchni zeszła gromadka dzieci. Najstarsza z nich zasiadła na kanapie i śpiąc jednym okiem włączyła telewizor.
-Nudy, nudy, nudy.. – po czym podeszła do ojca. – Co na śniadanie?
-Naleśniki. Ja muszę wychodzić, zajmij się wszystkim.
-Pa.. – odpowiedziała.
Mężczyzna wyszedł z domu. Po sekundzie wrócił się jednak, i patrząc na dzieci uśmiechnął się, po czym zabrał kurtkę.
Vicki i Adam usiedli przy dużym stole. Chłopiec oczywiście nie zważając, że obrus jest nowo wyprany, wylał na niego szklankę kawy, która leżała zapewne od wczorajszego wieczoru. Mea nie miała siły na niego krzyczeć, więc podała rodzeństwu śniadanie i picie, swoje natomiast złapała w szybkim tempie i poszła w kierunku drzwi. Zatrzymało ją pytanie brata.
-Kiedy wróci mama?
Dziewczyna spojrzała na niego, dając mu do zrozumienia, że sama chciałaby to wiedzieć i postawiła pierwszy krok na schodach. Gdy znalazła się w korytarzu, kopnęła lekko nogą w  drzwi, by je otworzyć, ale i nie przewalić sterty ubrań znajdujących się za nim. Położyła talerz i szklankę z herbatą. Zjadła szybko posiłek i podeszła do szafy. Była zbyt zmęczona by się wystroić. Nie mogła spać całą noc, bo nie mogła przestać myśleć o wszystkim. Gdy sądziła, że wszystko staje się normalniejsze – coś musiało się dziać, by zmieniła zdanie. Czemu jej się to przydarzyło? Nie mogła przestać zadawać sobie tego pytania. Co gorsza nie znała na nie odpowiedzi i szczerze wątpiła, że ktoś może ją znać.
W starym domku mieszczącym się w pobliskim lesie siedziała na krześle kobieta w średnim wieku. Naprzeciw niej znajdował się mężczyzna, nie przestający jej obserwować.
-Zaraz wrócę. Masz tu zostać. – powiedział po chwili, po czym wyszedł.
Kobieta spojrzała  na niego przestraszonym wzrokiem. Była zmęczona, wygłodzona. Było jej wciąż zimno, a po jej twarzy spływały zimne krople łez. Marzyła o tym, by znaleźć się wśród rodziny – w swoim domu.
W popularnej szkole korytarze były wypełnione gromadką uczni. Ciche osoby siedziały pod klasami, albo w bibliotece (albo zaszyłyły się w domu i zrobią na lekcje wielkie wejście), grupki przyjaciółek chodziły dumnie od wejścia do wejścia, sportowcy nie mogli rozstać się chociaż na chwilę z piłką, a nauczyciele wyglądali zza pokoju nauczycielskiego pytając się, czy przeżyją kolejny dzień z młodzieżą. Temu wszystkiemu przyglądała się Mea wraz z Phoebe.
-Jak było? – spytała Phoe.
-O czym mówisz?
-O króliku Wielkanocnym. O spotkaniu z wiesz kim. – powiedziała wyraźnie zadowolona, w przeciwieństwie do przyjaciółki.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzała na nią, wzięła głęboki oddech i podeszła do swojej szafki. Phoe pobiegła za nią. Wyczuła, że Mea jest nerwowa, że coś musiało się wydarzyć.
-Czego od Ciebie chciał? Kiedy następna randka?
-Phoebe to nie była żadna randka! Przestań o nim gadać, mam tego dosyć. – wykrzyknęła lekko i poszła w nieznanym kierunku.
Nastolatka wyszła ze szkoły i usiadła na ławce przed głównym wejściem. Ręce drżały jej ze stresu, oczy szukały miejsca, gdzie mają spoglądać, a myśli nie dawały spokoju. Była jak gdyby nie sobą. Usłyszała za sobą delikatne kroki Phoebe.
-Przepraszam.. byłam ciekawa.. możesz mi powiedzieć.. – powiedziała skruszona.
-Nie. – spojrzała na nią.
-Ale..
-Nie! – wykrzyknęła ponownie.
Dziewczyny przykuły uwagę uczniów. Wszyscy zaczęli się na nie patrzyć, obserwować, jak gdyby były jakieś niezwykłe.
-Czemu się na nas gapią? – spytała niezorientowana Phoebe.
Mea spojrzała w bok. Zobaczyła wybite okno przy drzwiach. Przed chwilą nic się nie działo..
-No ładnie, ładnie.. – usłyszały z ust dyrektora, który stał obok. – Do mojego gabinetu.
Przyjaciółki wymieniły się spojrzeniami i odeszły za starszym mężczyznom, chociaż nie miały nawet pojęcia co się stało. One tylko rozmawiały, nawet nie zbliżyły się do tego kawałka szkła, które zostało w pewnym momencie wybite.
Całemu zdarzeniu przyglądała się młoda dziewczyna o delikatnej urodzie. Jej brązowe włosy powiewały, często zakrywając wyraziste ciemno zielone oczy.
-To niby ona? Jej matka była bardziej zjawiskowa. – powiedziała sama do siebie, nie wiedząc nawet, że ktoś za nią stoi.
-Tak. – powiedział, podchodząc do niej. - Na wszelki wypadek miej na nią oko, Malese. Nie możemy pozwolić, by zauroczenie Matt’a było silniejsze.

4 komentarze:

  1. Super.! Czekam na kolejny.;* bedziesz dodawać rozdziały regularnie.?:):*

    Paulaa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny ;)
    czekam na następny ;D
    Kasia1616

    OdpowiedzUsuń