Siódma rano. Zegarek zadzwonił
jak zwykle punktualnie dla dzieci w całym domu, doprowadzając ich do białej
gorączki. Ojciec mógł tylko pomarzyć o wstaniu o tej godzinie. Sam z łóżka
wychodził punkt piąta trzydzieści, by przygotować dzieci do szkoły a siebie do
pracy. Co prawda zawsze mógł sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek, ale odkąd
jego żona zniknęła został zupełnie sam.
Do kuchni zeszła gromadka dzieci.
Najstarsza z nich zasiadła na kanapie i śpiąc jednym okiem włączyła telewizor.
-Nudy, nudy, nudy.. – po czym
podeszła do ojca. – Co na śniadanie?
-Naleśniki. Ja muszę wychodzić,
zajmij się wszystkim.
-Pa.. – odpowiedziała.
Mężczyzna wyszedł z domu. Po
sekundzie wrócił się jednak, i patrząc na dzieci uśmiechnął się, po czym zabrał
kurtkę.
Vicki i Adam usiedli przy dużym
stole. Chłopiec oczywiście nie zważając, że obrus jest nowo wyprany, wylał na
niego szklankę kawy, która leżała zapewne od wczorajszego wieczoru. Mea nie
miała siły na niego krzyczeć, więc podała rodzeństwu śniadanie i picie, swoje
natomiast złapała w szybkim tempie i poszła w kierunku drzwi. Zatrzymało ją
pytanie brata.
-Kiedy wróci mama?
Dziewczyna spojrzała na niego,
dając mu do zrozumienia, że sama chciałaby to wiedzieć i postawiła pierwszy
krok na schodach. Gdy znalazła się w korytarzu, kopnęła lekko nogą w drzwi, by je otworzyć, ale i nie przewalić
sterty ubrań znajdujących się za nim. Położyła talerz i szklankę z herbatą.
Zjadła szybko posiłek i podeszła do szafy. Była zbyt zmęczona by się wystroić.
Nie mogła spać całą noc, bo nie mogła przestać myśleć o wszystkim. Gdy sądziła,
że wszystko staje się normalniejsze – coś musiało się dziać, by zmieniła
zdanie. Czemu jej się to przydarzyło? Nie mogła przestać zadawać sobie tego
pytania. Co gorsza nie znała na nie odpowiedzi i szczerze wątpiła, że ktoś może
ją znać.
W starym domku mieszczącym się w
pobliskim lesie siedziała na krześle kobieta w średnim wieku. Naprzeciw niej
znajdował się mężczyzna, nie przestający jej obserwować.
-Zaraz wrócę. Masz tu zostać. –
powiedział po chwili, po czym wyszedł.
Kobieta spojrzała na niego przestraszonym wzrokiem. Była
zmęczona, wygłodzona. Było jej wciąż zimno, a po jej twarzy spływały zimne
krople łez. Marzyła o tym, by znaleźć się wśród rodziny – w swoim domu.
W popularnej szkole korytarze
były wypełnione gromadką uczni. Ciche osoby siedziały pod klasami, albo w
bibliotece (albo zaszyłyły się w domu i zrobią na lekcje wielkie wejście),
grupki przyjaciółek chodziły dumnie od wejścia do wejścia, sportowcy nie mogli
rozstać się chociaż na chwilę z piłką, a nauczyciele wyglądali zza pokoju
nauczycielskiego pytając się, czy przeżyją kolejny dzień z młodzieżą. Temu
wszystkiemu przyglądała się Mea wraz z Phoebe.
-Jak było? – spytała Phoe.
-O czym mówisz?
-O króliku Wielkanocnym. O
spotkaniu z wiesz kim. – powiedziała wyraźnie zadowolona, w przeciwieństwie do
przyjaciółki.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
Spojrzała na nią, wzięła głęboki oddech i podeszła do swojej szafki. Phoe
pobiegła za nią. Wyczuła, że Mea jest nerwowa, że coś musiało się wydarzyć.
-Czego od Ciebie chciał? Kiedy
następna randka?
-Phoebe to nie była żadna randka!
Przestań o nim gadać, mam tego dosyć. – wykrzyknęła lekko i poszła w nieznanym
kierunku.
Nastolatka wyszła ze szkoły i
usiadła na ławce przed głównym wejściem. Ręce drżały jej ze stresu, oczy szukały
miejsca, gdzie mają spoglądać, a myśli nie dawały spokoju. Była jak gdyby nie
sobą. Usłyszała za sobą delikatne kroki Phoebe.
-Przepraszam.. byłam ciekawa..
możesz mi powiedzieć.. – powiedziała skruszona.
-Nie. – spojrzała na nią.
-Ale..
-Nie! – wykrzyknęła ponownie.
Dziewczyny przykuły uwagę
uczniów. Wszyscy zaczęli się na nie patrzyć, obserwować, jak gdyby były jakieś
niezwykłe.
-Czemu się na nas gapią? –
spytała niezorientowana Phoebe.
Mea spojrzała w bok. Zobaczyła
wybite okno przy drzwiach. Przed chwilą nic się nie działo..
-No ładnie, ładnie.. – usłyszały z
ust dyrektora, który stał obok. – Do mojego gabinetu.
Przyjaciółki wymieniły się
spojrzeniami i odeszły za starszym mężczyznom, chociaż nie miały nawet pojęcia
co się stało. One tylko rozmawiały, nawet nie zbliżyły się do tego kawałka
szkła, które zostało w pewnym momencie wybite.
Całemu zdarzeniu przyglądała się
młoda dziewczyna o delikatnej urodzie. Jej brązowe włosy powiewały, często
zakrywając wyraziste ciemno zielone oczy.
-To niby ona? Jej matka była
bardziej zjawiskowa. – powiedziała sama do siebie, nie wiedząc nawet, że ktoś
za nią stoi.
-Tak. – powiedział, podchodząc do
niej. - Na wszelki wypadek miej na nią oko, Malese. Nie możemy pozwolić, by
zauroczenie Matt’a było silniejsze.
Super.! Czekam na kolejny.;* bedziesz dodawać rozdziały regularnie.?:):*
OdpowiedzUsuńPaulaa.
Teraz już raczej tak. ; ))
UsuńŚwietny :) Tak jak zawsze ;]
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
OdpowiedzUsuńczekam na następny ;D
Kasia1616