piątek, 20 kwietnia 2012

Rozdział X

Dziewczyna i mężczyzna obok zmierzyli w stronę pobliskiego parku. Nie zamienili ze sobą prawie żadnego słowa, jedynie spojrzenia informujące, że zaraz dojdą. Dziewczyna wydawała się, jakby bała się czynów osoby obok, a raczej słów, chociaż wyglądała na silną.
-Ty mnie nienawidzisz, prawda? - powiedziała cicho.
-Domyśl się. - odpowiedział.
-To nie tak..
-Ufałem Ci. Wszyscy Ci ufali. A Ty nas oszukałaś, zabawiałaś się wszystkimi.. Gdzie uciekniesz tym razem? Myślisz, że znowu kupią znowu Twoje durne bajeczki? A potem wrócisz z pustymi rękoma błagając Finna o  drugą szansę? - dodał obojętnie. 
-Nigdy się nikim nie zabawiałam. Nigdy nie zabawiłabym się Tobą.. Nie miałam wyboru nie rozumiesz tego?
-Wciąż masz wybór.
-To Ty ciągle to wmawiasz. Sobie i innym. 
Chłopak stanął. Popatrzył chwilę na nią, chwilę na niebo i znowu na nią. Wyglądał, jakby z jego oczu miała wypłynąć zaraz pierwsza kropla łzy od długiego czasu. Ale powstrzymał się. Malese podeszła do niego i spojrzała mu w oczy.
-Dlaczego nie możesz być taki jak wcześniej?
-A Ty?
-To przez Ciebie taka jestem. - odpowiedziała.
-Sama tego chciałaś.
-To nie czas na rozmowy. - usłyszeli z ust Finna, który stał naprzeciw ich.
Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa ruszyli w stronę Finna, który zauważył panującą atmosferę.
-Jakieś wieści?
Klaus zaczął opowiadać o tym, co wiedzieli. Finn był wyraźnie zaskoczony a zarazem ukradkiem posyłał uśmiechy w nieznane kierunki, jakby coś go zaczęło cieszyć, pierwszy raz od długiego czasu. Poszli w stronę starego domu. Najstarszy z nich otworzył cicho zaskrzypiałe drzwi. Wziął gazetę, leżącą na podłodze i włożył do starej szafki. Wszedł do drugiego pomieszczenia. Kilka metrów za nim szła Malese, a obok niej Klaus.
-Śpi. Dobrze się spisaliście. - powiedział, patrząc na nich.
Na lekcje zadzwonił właśnie dzwonek. Mea i Phoebe właśnie wyszły z gabinetu dyrektora.
-Koza? Ja chciałam iść na randkę! - oburzyła się Phoe.
-Najpierw to trzeba mieć z kim.
-Proszę Cię..
Dziewczyny poszły na lekcje. Mea udawała, że słucha, chociaż wciąż myślała o tajemniczym zdarzeniu, które miało miejsce wcześniej. Była przekonana, że były niewinne. Po szkole i kozie poszła do Phoebe odrobić lekcję, co w ich wypadku kończyło się zawsze czymś innym, a zazwyczaj rozmową o chłopakach.
U Phoe nie było nikogo w domu, więc książki rozłożyły w salonie. Spojrzały na pierwsze strony, a następnie wymieniły spojrzenia i puściły głośną muzykę.

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział IX



Siódma rano. Zegarek zadzwonił jak zwykle punktualnie dla dzieci w całym domu, doprowadzając ich do białej gorączki. Ojciec mógł tylko pomarzyć o wstaniu o tej godzinie. Sam z łóżka wychodził punkt piąta trzydzieści, by przygotować dzieci do szkoły a siebie do pracy. Co prawda zawsze mógł sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek, ale odkąd jego żona zniknęła został zupełnie sam.
Do kuchni zeszła gromadka dzieci. Najstarsza z nich zasiadła na kanapie i śpiąc jednym okiem włączyła telewizor.
-Nudy, nudy, nudy.. – po czym podeszła do ojca. – Co na śniadanie?
-Naleśniki. Ja muszę wychodzić, zajmij się wszystkim.
-Pa.. – odpowiedziała.
Mężczyzna wyszedł z domu. Po sekundzie wrócił się jednak, i patrząc na dzieci uśmiechnął się, po czym zabrał kurtkę.
Vicki i Adam usiedli przy dużym stole. Chłopiec oczywiście nie zważając, że obrus jest nowo wyprany, wylał na niego szklankę kawy, która leżała zapewne od wczorajszego wieczoru. Mea nie miała siły na niego krzyczeć, więc podała rodzeństwu śniadanie i picie, swoje natomiast złapała w szybkim tempie i poszła w kierunku drzwi. Zatrzymało ją pytanie brata.
-Kiedy wróci mama?
Dziewczyna spojrzała na niego, dając mu do zrozumienia, że sama chciałaby to wiedzieć i postawiła pierwszy krok na schodach. Gdy znalazła się w korytarzu, kopnęła lekko nogą w  drzwi, by je otworzyć, ale i nie przewalić sterty ubrań znajdujących się za nim. Położyła talerz i szklankę z herbatą. Zjadła szybko posiłek i podeszła do szafy. Była zbyt zmęczona by się wystroić. Nie mogła spać całą noc, bo nie mogła przestać myśleć o wszystkim. Gdy sądziła, że wszystko staje się normalniejsze – coś musiało się dziać, by zmieniła zdanie. Czemu jej się to przydarzyło? Nie mogła przestać zadawać sobie tego pytania. Co gorsza nie znała na nie odpowiedzi i szczerze wątpiła, że ktoś może ją znać.
W starym domku mieszczącym się w pobliskim lesie siedziała na krześle kobieta w średnim wieku. Naprzeciw niej znajdował się mężczyzna, nie przestający jej obserwować.
-Zaraz wrócę. Masz tu zostać. – powiedział po chwili, po czym wyszedł.
Kobieta spojrzała  na niego przestraszonym wzrokiem. Była zmęczona, wygłodzona. Było jej wciąż zimno, a po jej twarzy spływały zimne krople łez. Marzyła o tym, by znaleźć się wśród rodziny – w swoim domu.
W popularnej szkole korytarze były wypełnione gromadką uczni. Ciche osoby siedziały pod klasami, albo w bibliotece (albo zaszyłyły się w domu i zrobią na lekcje wielkie wejście), grupki przyjaciółek chodziły dumnie od wejścia do wejścia, sportowcy nie mogli rozstać się chociaż na chwilę z piłką, a nauczyciele wyglądali zza pokoju nauczycielskiego pytając się, czy przeżyją kolejny dzień z młodzieżą. Temu wszystkiemu przyglądała się Mea wraz z Phoebe.
-Jak było? – spytała Phoe.
-O czym mówisz?
-O króliku Wielkanocnym. O spotkaniu z wiesz kim. – powiedziała wyraźnie zadowolona, w przeciwieństwie do przyjaciółki.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Spojrzała na nią, wzięła głęboki oddech i podeszła do swojej szafki. Phoe pobiegła za nią. Wyczuła, że Mea jest nerwowa, że coś musiało się wydarzyć.
-Czego od Ciebie chciał? Kiedy następna randka?
-Phoebe to nie była żadna randka! Przestań o nim gadać, mam tego dosyć. – wykrzyknęła lekko i poszła w nieznanym kierunku.
Nastolatka wyszła ze szkoły i usiadła na ławce przed głównym wejściem. Ręce drżały jej ze stresu, oczy szukały miejsca, gdzie mają spoglądać, a myśli nie dawały spokoju. Była jak gdyby nie sobą. Usłyszała za sobą delikatne kroki Phoebe.
-Przepraszam.. byłam ciekawa.. możesz mi powiedzieć.. – powiedziała skruszona.
-Nie. – spojrzała na nią.
-Ale..
-Nie! – wykrzyknęła ponownie.
Dziewczyny przykuły uwagę uczniów. Wszyscy zaczęli się na nie patrzyć, obserwować, jak gdyby były jakieś niezwykłe.
-Czemu się na nas gapią? – spytała niezorientowana Phoebe.
Mea spojrzała w bok. Zobaczyła wybite okno przy drzwiach. Przed chwilą nic się nie działo..
-No ładnie, ładnie.. – usłyszały z ust dyrektora, który stał obok. – Do mojego gabinetu.
Przyjaciółki wymieniły się spojrzeniami i odeszły za starszym mężczyznom, chociaż nie miały nawet pojęcia co się stało. One tylko rozmawiały, nawet nie zbliżyły się do tego kawałka szkła, które zostało w pewnym momencie wybite.
Całemu zdarzeniu przyglądała się młoda dziewczyna o delikatnej urodzie. Jej brązowe włosy powiewały, często zakrywając wyraziste ciemno zielone oczy.
-To niby ona? Jej matka była bardziej zjawiskowa. – powiedziała sama do siebie, nie wiedząc nawet, że ktoś za nią stoi.
-Tak. – powiedział, podchodząc do niej. - Na wszelki wypadek miej na nią oko, Malese. Nie możemy pozwolić, by zauroczenie Matt’a było silniejsze.

piątek, 6 kwietnia 2012

:)

Bloga ze scenariuszami odwiesiłam, to tego też muszę. Nowy rozdział dzisiaj wieczorem albo jutro od rana. : ))

niedziela, 18 marca 2012

zawieszam

muszę zawiesić bloga. Wiem, że obiecywałam rozdział, ale nie mogłam go dodać, chociaż chciałam. Nie chcę, ale jak mówiłam - mój laptop jest do naprawy, klawiatura będzie przywieziona dopiero jutro, a kiedy zrobią nie mam pojęcia. + Mam dużo nauki. 3 kwietnia mam egzamin, tak więc muszę się ostro wziąć do pracy. Nie wiem kiedy odwieszę, bo nie wiem kiedy ze wszystkim się wyrobię. Przepraszam. : ((

sobota, 10 marca 2012

Przeprosiny

Hej. Zapewne zauważyliście, że dość długo nie dodawałam rozdziałów - strasznie Was przeraszam. Na początku kwietnia piszę test szóstoklasisty (głupota, ale cóż) i moi nauczyciele sądzą, że w niecały miesiąc nauczą nas sześciu lat nauki. Dodawałam scenariusze na drugim blogu, ale to dlatego, że kilka miałam już zaczętych, miałam na nie "pomysł" i pisze się je szybciej. Chciałam dodać dzisiaj, wczoraj zaczęłam nawet pisać, ale mój laptop się zepsuł (nie pijcie herbaty przy laptopie xD) i straciłam wszystko co miałam zapisane. Nie wiem, kiedy wróci od naprawy, i czy w ogóle się go naprawi. Postaram się dodać rozdział jutro, max w poniedziałek. Naprawdę Was przepraszam, ale postawcie się w mojej sytuacji.

"Ja" - jeśli uważasz moje opowiadanie za badziewie, po co tu wchodzisz? Nikt Cię nie zmusza, więc przestań pisać takie teksty, dobra? Każdy ma swoje życie, prawda taka, że nie żyję samymi blogami, bo ważne są dla mnie dobre wyniki w nauce.

wtorek, 28 lutego 2012

Rozdział VIII


Mea wróciła zadowolona do domu. Odprężyła się, ale zaczęła zastanawiać się nad tym co powiedziała Phoebe. Zobaczyła, że w przedpokoju leży jakiś list. Podniosła go, po czym pobiegła z nim na górę. Nie była nim zbytnio zainteresowana, czy zaciekawiona od kogo jest i jaką ma treść. Usiadła na łóżku i zaczęła czytać.
-Spotkajmy się o dziesiątej w parku. Matt. - odłożyła list. - On chyba sobie żartuje. - powiedziała sama do siebie, odkładając go do szafki w biurku.
Teraz miała już pewność: coś się stało na 100%. Zaczęła zastanawiać się, czy powinna iść, czy jednak zostać. Wydało jej się to bardzo podejrzane, ale.. zaciekawił ją. Od początku, a raczej pierwszego spotkania Matt wydawał jej się inny od reszty. Ciekawy, tajemniczy.. Może dlatego mimo wszystko coś ciągnęło ją na to spotkanie. Wiedziała jednak, że po ostatniej awanturze (chociaż już emocje trochę opadły) nie będzie nigdzie mogła wyjść. Mimo to czekała aż nadejdzie wspomniana godzina żeby wyjść. Wyjęła z szafy ładniejszą bluzkę, wyciągnęła z małej, szarej szkatułki pasujące kolczyki, a następnie bransoletkę. Zadzwoniła Phoe oczywiście o wszystkim ją poinformować - jak to robi zawsze. Tamta wydawała się równie zdziwiona co Mea, radziła jej jednak pójść i dowiedzieć się o co chodzi. Jako, że była dopiero godzina dziewiętnasta dziewczyna wyjęła
z plecaka książkę i zaczęła ją czytać. Po chwili zrezygnowała i wyjęła słuchawki. Zaczęła słuchać muzyki - czyli zaczęła robić to, co robi zazwyczaj. Puściła ulubiony kawałek i położyła się na łóżku nie zwracając uwagi na czas.
-O nie.. - powiedziała, patrząc na zegarek, który wybijał godzinę dziesiątą.
Mea wybiegła szybko z pokoju. Spojrzała, czy ktoś siedzi na dole: na szczęście nikt. Jej ojciec pracował zapewne w sypialni. Otworzyła cicho drzwi i wyszła. Pobiegła w stronę parku. Z daleka zobaczyła już czekającego na nią Matt’a.
-Dobra szybko, nie mam czasu na pogawędki, w ogóle czemu kazałeś mi tu przychodzić? - mówiła, udając obojętność.
-Po pierwsze to spokojnie. Po drugie.. chodź ze mną. - powiedział, łapiąc ją za rękę. Chłopak odwrócił się i chciał już iść, kiedy dziewczyna wyrwała się i spojrzała na niego.
-Nigdzie z Tobą nie pójdę.
-Musisz. - odpowiedział.
-Nie! Nie znam Cię, nawet nie chcę poznawać. Gdzie niby mamy iść?
W pewnym momencie chłopak spojrzał na dziewczynę i podszedł do niej. Złapał ją za rękę, po czym.. znaleźli się nagle w zupełnie innym miejscu - opuszczonym domie w środku lasu. Mea wyrwała się od Matt’a i zaczęła chodzić w kółko. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przed sekundą znajdowała się pośród drzew i krzaków, a obok niej stała mokra od deszczu ławka. A teraz stała w jakimś opuszczonym domie w salonie. Obok niej stały półki z książkami, na stole leżały różne stare gazety wraz z filiżankami.
-Jak Ty to zrobiłeś? Co tu się dzieje?! - wykrzyknęła przepełniona złością.
-To nieważne. - odpowiedział obojętnie.
-Nieważne? Chcę wrócić do domu! - krzyknęła ponownie, odwracając się w stronę drzwi.
Mea odwróciła się i zaczęła stawiać małe kroki w stronę drzwi. Była zła, wściekła, zdziwiona, zdenerwowana.. a zarazem zaciekawiona wszystkim co się w przeciągu tych dziesięciu minut stało. Mimo to, nie miała ochoty pozostawać w pomieszczeniu dłużej z Matt’em. Nie znała go, nie wiedziała kim jest, a on zachowywał się, jakby wiedział o niej wszystko.
-Poczekaj. - powiedział, idąc za dziewczyną.
-Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Daj mi spokój. - odpowiedziała.
Dziewczyna przyśpieszyła i wyszła natychmiast z domu. Rozejrzała się, ale co mogła zobaczyć w środku lasu? Poszła w nieznanym kierunku z nadzieją, że dotrze do jakiegoś znanego jej miejsca. Ale nie mogła się łudzić, była tu pierwszy raz, a nawet jeśli byłaby drugi istniałyby małe szanse, że doszłaby gdzieś. Mimo to szła dalej. W pewnym momencie zobaczyła przed sobą ponownie Matt’a.
-Jak Ty robisz? - spytała zdziwiona.
Chłopak nie odpowiedział tylko dotknął delikatnie jej dłoni. Zaczął iść, po chwili nawet biec, ciągnąc za sobą Meę. Chwilę później dziewczyna znajdowała się sama przed swoim domem. Rozejrzała się, nie widziała jednak nikogo. Otworzyła delikatnie drzwi i nie zwróciła nawet uwagi na swojego ojca, który był dość zdenerwowany.
-Mogę wiedzieć, gdzie się podziewałaś? - mówił.
Mea nie odpowiedziała. Stanęła naprzeciwko ojca i spojrzała na niego.
-Ja.. jutro Ci wytłumaczę.
-Mea, masz mi powiedzieć o co chodzi teraz. Miałaś czas żeby wychodzić, wiec chyba masz czas na rozmowę ze mną?
Tym razem dziewczyna nie wiedziała co ma kompletnie odpowiedzieć. Spojrzała na niego jeszcze raz, po czym odeszła do swojego pokoju. Zdjęła kurtkę i przebrała się. Nie mogła przestać myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Wciąż zadawała sobie pytania, na które nie znała odpowiedzi. Poszła spać, próbując przestać myśleć ponownie o wszystkim, czym zaprzątała sobie głowę..

czwartek, 23 lutego 2012

Rozdział VII


Dziewczyna podeszła do miejsca w którym zauważyła kartkę papieru i delikatnie ją rozłożyła. Zaczęła czytać:
-Kochanie, musiałam pojechać do mojego brata, Lee. Ciężko zachorował i prosił mnie o pomoc. Powiadom proszę tatę. Mam nadzieję, że dacie sobie radę. Anna. - skończyła. - Dziwne.. - dokończyła.
Mei wydało się to bardzo dziwne. Może dlatego, że jej matka rzadko kiedy utrzymywała kontakt ze swoim bratem? Tak naprawdę to miała ogólnie bardzo słabe relacje z całą rodziną. Zaczynając od zmarłej już matki kończąc po wujków czy inne osoby. Nie mogła jednak nic na to poradzić. W tym samym momencie do domu wszedł jej ojciec, Charles. Jak zwykle rzucił torbę na szafkę i odłożył niechlujnie płaszcz na wieszak. Poszedł do kuchni i usiadł przy blacie, zaraz obok córki.
-Tato, słyszałeś, żeby mama miała gdzieś wyjeżdżać? - zaczęła mówić.
-Nie, a coś się stało?
-No właśnie przed chwilą tu przyszłam, leżał ten list. - powiedziała, podając list od matki ojcu.
Mężczyzna wziął z rąk Mei list. Przeczytał go, wcześniej jednak podszedł do małej szafki w przedpokoju po swoje okulary, bez których bardzo słabo widział literki. Po przeczytaniu powiedział jedynie, że może matka chce odnowić więzi rodzinne. Cóż, było to możliwe, jednak wciąż dosyć.. dziwne. Dziewczyna pobiegła do swojego pokoju. Zaczęła słuchać muzyki. W końcu przestała myśleć o tym wszystkim, co mówił jej Matt. Teraz myślała o swojej mamie, a raczej o tym, czy aby na pewno jest bezpieczna..
Pod domem Mei przechodził jakiś mężczyzna. Zerkał nerwowo na pokój nastolatki. Po kilkunastu minutach dołączył do niego drugi, zaczynając rozmowę:
-Nabrała się?
-Oczywiście, że tak, Niklausie. Zabraliście ją?
-Siedzi w opuszczonej fabryce. - odpowiedział, uśmiechając się. - Malese się nią zajmie. - dodał.
-Malese?! - wykrzyknął. - Zapomniałeś już, co nam zrobiła? Znowu wszystko zniszczy.
-Spokojnie. Zmieniła się, chce tego samego co my. Zaufała ludziom a oni ją oszukali. Chce zemsty, nie musisz się martwić. - odpowiedział, uspokajając Finna.
-Miejmy nadzieję.. - spojrzał w okno Mei. - Nie możemy dopuścić, by dowiedziała się o swoim prawdziwym pochodzeniu.
-Ktoś musi mieć ją na oku.
-Matt to zrobi. - powiedział.
Mężczyźni rozmawiali jeszcze chwilę. Następnie ruszyli w kierunku parku.
Mea nie mogła wytrzymać w domu. Przez kilka ostatnich dni nazbierało się tyle wydarzeń, że nie wiedziała już co ma myśleć. Z jednej strony chciała poznać Matt’a, bo czuła, że coś ukrywa, a z drugiej wydawało jej się, że jest on jej zupełnym przeciwieństwiem. Tak samo z matką. Napisała list, wyjaśniła wszystko, Mea nie powinna mieć więc powodów do obaw. Spojrzała na zegar, który wybijał dopiero godzinę 17. Postanowiła więc wyjść z domu i pójść do galerii. Zadzwoniła do Phoebe, ta oczywiście zgodziła się. Spotkały się przy fontannie niedaleko szkoły. Galeria mieściła się dość blisko, około 10 minut drogi. Doszły więc bardzo szybko. Pierwsze co zrobiły, to poszły do swojego ulubionego sklepu.
Przed budynkiem galerii stał Matt. Sprawdzał, czy Phoe bądź Mea właśnie nie wychodzą. Całą sytuację widział Klaus.
-Wiem, że tam jesteś, Nick. - powiedział.
-Więc wróciłeś.. Finn miał rację. - mówił, zbliżając się.
-Oh, on Ci o wszystkim mówi. W końcu jesteś jego pupilkiem.
-Sam nim byłeś, dobrze o tym wiesz. - powiedział, krzyżując ręce.
-Zmieniłem się.
-Zawsze będziesz taki sam, nie masz kogo oszukiwać.
Po chwili oboje usłyszeli śmiech. Podszedł do nich nikt inny jak Finn. Popatrzył na nich. Matt próbował patrzeć w inne strony, był jednak przepełniony złością. Najchętniej uderzyłby Klausa i powiedziałby wszystko co teraz czuje: złość, wściekłość, nienawiść. Ale wszystko co mógłby zrobić zostałoby obrócone przeciwko niemu.
-Co tu robisz, Finn? - spytał Matt.
-Przyszedłem zobaczyć jak sobie radzisz.
-Finn, znowu nas chce oszukać. Uwierz mi, nigdy Cię nie zawiodłem. - próbował mówić nadal Nick.
-Nie. Zależy mu na niej, nie widzisz? - odpowiedział.
Matt spojrzał na Finna a następnie na Niklausa, po czym odszedł do domu. W tym samym momencie z galerii wyszły Mea i Phoebe. Mężczyźni również odeszli, obserwując jedną z nich.
-Wciąż uważam, że w tamtej sukience wyglądałaś zjawiskowo. - powiedziała Phoebe.
-Za droga. Muszę znaleźć jakąś pracę.
-Spytaj Matt’a, może on wie gdzie kogoś szukają..
Mea spojrzała na przyjaciółkę.
-Czemu wciąż o nim mówisz?
Phoebe zatrzymała się i popatrzyła na Meę.
-Posłuchaj. Znamy się od zawsze, wiem o Tobie wszystko. I wiem, kiedy ktoś Ci się podoba. Nie rozumiem, dlaczego tego nie przyznasz. - powiedziała, patrząc cały czas na przyjaciółkę.
Tymczasem Matt wracał do swojego domu. Zatrzymał się jednak przed domem Mei. Usiadł na ławce niedaleko, wyjął z torby kartkę papieru i zaczął coś na niej pisać. Podszedł do jej domu i wsunął delikatnie list, po czym odszedł..

środa, 22 lutego 2012

Rozdział VI

Dzięki za miłe opinie. ; ))


Środa. Kolejny dzień, niby taki jak każdy-nudny, banalny, normalny. Ale ostatnimi czasy dla Mei wszystko przestawało być normalne. Najpierw zabójstwa, potem nowy chłopak. I ta sytuacja z wieczora nie dawała jej spokoju. Odkąd spotkała Matt’a był on uśmiechnięty, radosny, zadowolony. Żartował i śmiał się. A wczorajszego wieczora był przejęty, smutny. Coś musiało się stać. Coś co dotyczyło również i ją. Ubrała się w nowe jeansy, założyła niebieski top i do tego niebieskie kolczyki. Wyszła z domu. Musiała iść sama, bo Phoebe odwoziła do szkoły jej mama. Do budynku szkoły doszła dość szybko. W korytarzu spotkała Phoe, która w przeciwieństwie do niej tryskała radością.
-Cześć, co jest? - spytała.
-Nic.. słuchaj, widziałaś może Matt’a? Muszę z nim porozmawiać.
-Wiedziałam, że go zaprosisz. Nie, nie widziałam. - odpowiedziała, chowając do szafki książki.
Mea nie miała nawet ochoty żartować. Otworzyła więc swoją szafkę i schowała torbę. Gdy ją zamknęła zobaczyła wysokiego bruneta.
-Niech zgadnę, szukałaś mnie? - spytał.
-Tak właściwie to.. tak. Chodzi o to co powiedziałeś mi wczoraj wieczorem.
Phoebe przybliżyła się do Mei i powiedziała jej szeptem:
-Zabiję Cię, że nie powiedziałaś, że się z nim spotkałaś. No i pójdę już. - po czym odeszła.
Chłopak zaśmiał się jedynie. Spojrzał się ponownie na Meę. Ta nie odpowiadała, ale teraz miała już pewność: coś się stało i sama jest w to zamieszana.
-W tym mieście nie jest bezpiecznie. - odpowiedział.
-Wow, tyle domyśliłam się sama. To wytłumaczysz mi czemu niby mam być ostrożna?
-Po prostu uważaj na siebie.
-To wytłumacz mi dlaczego. - powiedziała zaniecierpliwiona.
-Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedział odchodząc.
Mea nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Jeśli ją to dotyczyło to chciała wiedzieć co się stało, ale.. ona go tak naprawdę nie znała. Nie wiedziała o nim nic, znała jedynie jego imię, a on nagle mówi jej o tym, że to miasto jest niebezpieczne. Tak jakby znał ją od zawsze i chciał jej chronić. Chyba każdy na jej miejscu poczułby się dziwnie i nieswojo. Reszta dnia minęła na szczęście spokojnie. Mea wróciła do domu wraz z Phoebe. W domu nie było jeszcze nikogo. Rodzeństwo zapewne było jeszcze w szkole (a jeśli nie to na zajęciach dodatkowych, w końcu Adam i Vicki są „tacy uzdolnieni“), mama natomiast poszła do sklepu. Pracowała w domu, opiekując się wszystkimi i zajmując domem. Dziewczyny poszły na górę. Phoebe jak to zwykle robi - rzuciła swoją torbę gdzieś w kąt i usiadła przy biurku, zaczynając rozmowę. Oczywiście próbowała zacząć temat o Matt’cie, Mea jednak nie była w humorze o nim rozmawiać.
-No weź, przecież jest całkiem fajny. Dlaczego się z nim nie chcesz umówić?
-Bo go niecierpię.
-Tak zaczynają się wielkie miłości! - odpowiedziała uśmiechajac się. Zależało jej na szczęściu przyjaciółki.
-Nie cytuj Katherine i Stefana. I nie, tak sie nie zaczynają wielkie miłości. Idę do kuchni, co chcesz? - próbowała zmienić temat.
-Te chipsy, które kupuje Twoja mama. - odpowiedziała.
Mea zaśmiała się i zeszła na dół. Po chwili wróciła już z całym zestawem: colą, popcornem, lodami i chipsami.
Przez starą uliczkę szła kobieta w średnim wieku. Niosła w rękach torby z zakupami. Była zadbana, ubrana schludnie. Mimo to wybrała drogę, którą rzadko kiedy ktoś przechodził. Miasto to kryło wiele zakamarków i ciemnych stron - jedną z nich było to miejsce. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Chodnik zaczął stawać się śliski, z liści drzew zaczęły spadać małe krople deszczu. Kobieta przyśpieszyła tempo. Poczuła, że ktoś idzie za nią. Bała się jednak odwrócić. Skręciła więc w stronę parku. Wciąż jednak słyszała czyjeś kroki za sobą i czyjeś szepty. Gdy deszcz przestał padać, zatrzymała się i odwróciła. Nikogo nie zobaczyła. Poczuła, jak kamień spada jej z serca. Postanowiła iść dalej. Zobaczyła jednak przed sobą mężczyznę. Ubranego w kapelusz, ciemny płaszcz. Stopniowo przybliżał się do niej. Kobieta próbowała uciec. Na marne, bo za nią również stali inni mężczyźni.
-Zostawcie mnie, błagam! - zaczęła krzyczeć i płakać, upuszczając na ziemię torby.
Prośby poszły na nic. Jeden z nich zaczął się śmiać, przybliżając się. Złapał ją za szyję, odgarniając jej włosy. Już chciał przybliżyć do niej swoje ostre kły, jeden jednak przyszkodził mu:
-Zabierzcie ją. Zapomnieliście, że to jej matka?
-Oczywiście, Finn. - odpowiedział ten, który stał obok.
Dziewczyny rozmawiały w domu nadal. Tak naprawdę co sekundę zmieniały temat, ale robiły to zawsze, więc nie było to dziwne. Tymczasem na dole rozległ się dźwięk otwierania drzwi. Mea i Phoebe pomyślały, że to wróciła jej matka. Tak naprawdę do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Ten sam, który przed chwilą szedł za matką Mei, ten, który rozmawiał z Matt’em. Upewnił się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gdy już sprawdził, podszedł do blatu. Wyjął delikatnie z kieszeni płaszcza lekko zamoczony list. Położył go obok butelki z wodą i wyszedł z domu. Chwilę po tym do korytarza weszły przyjaciółki.
-Dzięki, spotkamy się w szkole. - powiedziała Phoebe, zbliżając się do drzwi.
-Cześć. - odpowiedziała Mea.
Phoebe wyszła z domu. Mea zamknęła delikatnie drzwi, po czym poszła do kuchni. Po chwili zauważyła jakiś list leżący na blacie..

Rozdział V


Dzień mijał.. cóż, jak to w szkole. Lekcje nudne, na przerwach każdy robi co innego. W tym przypadku Mea starała się być jak najdalej nowego. Zupełnie zmieniła swoje nastawienie do niego. Wtedy, gdy wpadła na niego w parku poczuła coś. Energię, więź z nim. A teraz rzucał swoimi tekstami, był nie do wytrzymania. Co z jej przyjaciółka? Była w niego zapatrzona. Nie tylko ona. Każda dziewczyna w szkole próbowała być jak najdłużej sama z Matt’em, a on traktował to raczej jako dobrą zabawę. Nawet nauczyciele inaczej go traktowali. Gdy ktoś nie umiał prostego zadania zazwyczaj miał pogawędkę, jak to my chcemy żyć. A on? Nic. Mea spędziła jedną z przerw siedząc pod salą lekcyjną. Nie wiedziała, gdzie się podziać, więc włożyła słuchawki i zaczęła słuchać muzyki. Po chwili obok usiadł Matt. Dziewczyna wyjęła słuchawki z uszu i zaczęła rozmowę:
-Tak, Ty mnie naprawdę prześladujesz..
-Wiesz jak to jest być nowym, każdy chce Cię poznać..
-No widzisz, akurat nie wiem. Może dlatego, że gdy ja byłam nowa nikt nie skakał za mną i nie miałam specjalnego traktowania? - odpowiedziała zdenerwowana.
Mei przypomniały się czasy, kiedy wprowadziła się do tego miasta i przeniosła do nowej szkoły. Tak naprawdę nikt prócz Phoebe nie chciał z nią rozmawiać. Była za mało modna, nie miała „bogatych starych“, „wypasionej chaty“. Była zwyczajną nastolatką. Przez to została skreślona, zostało tak do teraz. No, fakt, ma kilka koleżanek, jak Amy, ale zawsze będzie inna od wszystkich.
-A może.. - zaczął mówić. - Skoczymy do kina, czy coś w tym stylu?
-A teraz zapraszasz mnie na randkę? Nie, dzięki. - odpowiedziała wstając.
-Wydajesz się być inna od reszty.
-Bo taka jestem. - powiedziała, zbliżając się do okna.
Po lekcjach Mea poszła prosto do domu, z niego do pokoju. Nie zainteresowała się nawet zbytnio obiadem. Mimo to jej mama była znacznie mniej zdenerwowana niż rano. Zaczęła od sprzątania swojego pokoju. Nie było to w jej naturze, chociaż już teraz nie mogła wytrzymać. Następnie zaczęła odrabiać lekcje. Chciała przestać myśleć Matt’cie, ale nie mogła..
Wieczór. W lesie niedaleko mostu stał mężczyzna. Miał na sobie kapelusz, skurzaną kurtkę i ubłocone buty. Spoglądał nerwowo co kilkanaście sekund na zegarek, przy tym samym rozglądając się. Po chwili usłyszał czyjeś kroki, następnie głosy.
-Jesteście. - powiedział. - Zrobiliście to, co Wam kazałem? - dodał.
Mężczyźni kiwnęli głowami, spoglądając po sobie.
-Nadal nie wiem, czy to dobry pomysł, Finn. - powiedział jeden z nich.
-Oczywiście, że dobry. Śmiesz się sprzeciwiać? - zapytał wyraźnie zdenerwowany.
-Nie, panie. Oczywiście, że nie.
-Mam nadzieję.
-Spokojnie, zajmę się nim. - mówił drugi.
-Liczę na Ciebie, Niklausie.
Oboje odeszli niespodziewanie szybko. Mężczyzna stojący tutaj bowiem został nadal. Wciąż na kogoś czekał, jednak po jego oczach widać było, że nie liczy na przyjście tej osoby. Mimo to postanowił pozostać na miejscu.
-Skończ to robić. - usłyszał. - Nie uda Ci się.
Mężczyzna w średnim wieku odwrócił się. Zobaczył cień jakiegoś mężczyzny, a nawet i chłopaka. Przybliżył się do niego i wtedy rozpoznał, kim on jest.
-Więc wróciłeś do miasta, Matt. Czekałem na to. - odpowiedział.
-Dobrze wiesz, że jeśli ona się dowie, to Was wszystkich zabije?
-Ale nie dowie się i tego nie zrobi. Musisz tego pilnować. - powiedział stanowczo.
-Nie. Nie pracuję z Wami, więc nie możesz mi rozkazywać. Skończyłem z tym, Finn. - odpowiedział.
-Zrobisz co Ci każę, albo po prostu ją zabiję. Będzie o wiele bezpieczniej.
Mężczyzna odwrócił się i ruszył w stronę miasta. Liczył, że przekona do siebie chłopaka. A raczej do swoich celów, z którymi nie zawsze wszyscy się zgadzali. Wiedział, że ta dziewczyna jest jedynym słabym punktem Matt’a. Po dłuższej chwili Finn usłyszał kroki, zaraz potem głos:
-Dobrze. Nie dowie się, ale nic jej nie zrobisz, rozumiesz? - mówił.
Mężczyzna odwrócił się.
-Jednak da się z Tobą dogadać. Do zobaczenia. - po tych słowach odszedł.
Finn zniknął szybko, zostawiając tym samym Matt’a. On również poszedł, jednak w przeciwnym kierunku.
Mea w domu przesiadała się z kąta w kąt. Uczyła się, sprzątała, słuchała muzyki. Często bywały takie dni, gdy nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Po kilku minutach do pokoju weszła jej mama. Prosiła, żeby odebrała Vicki od jej koleżanki, bo sama jest zajęta. Po wczorajszej awanturze nie miała już nawet ochoty na kłótnie więc się zgodziła. Włożyła kurtkę i wyszła. Przed jej oknem stał nikt inny jak Matt.
-Co tutaj robisz? - powiedziała zdenerwowana.
-Bądź ostrożna. - powiedział, po czym odszedł w nieznanym kierunku.
Mea nie odpowiedziała. Po chwili zaczęła wołać chłopaka, ten jednak nie reagował na prośby dziewczyny..

wtorek, 21 lutego 2012

Rozdział IV

Cieszę się, że poprzednie części się spodobały. Tak więc, oto kolejny rozdział. ;))


Obie dziewczyny nie zauważyły, kiedy usnęły. Tylko większy problem teraz miała Mea: nie powiedziała rodzicom, że zostaje u przyjaciółki na noc.. zaspana sięgnęła po zegarek. Gdy zobaczyła godzinę, szybko wstała. Obudziła niechcący Phoebe.
-Pali się czy co? - spytała ziewając.
-Siódma, rodzice mnie zabiją. Spadam, dzięki za gościnę! - powiedziała, zamykając drzwi od pokoju.
-Ej, zjedz śniadanie! - próbowała zatrzymać ją na marne Phoebe.
Zdenerwowana dziewczyna wybiegła z domu, starając się nie zrobić zbytniego hałasu. Oczywiście gościnna jak zwykle mama Phoebe próbowała jej powiedzieć, że wszystko wyjaśni jej rodzicom - ona była jednak zbyt poddenerwowana, żeby tego słuchać. Teraz marzyła tylko o jednym: żeby nie mieć w domu piekła. Co było mało możliwe zwłaszcza po wczorajszej kłótni.
-Uważaj, znowu na kogoś wpadniesz. - usłyszała jakiś głos.
Odwróciła się. Zobaczyła Matt’a.
-Dzięki, będę pamiętać. - odpowiedziała, odwracając się.
Chłopak podbiegł do niej i stanął obok. Mea nie wiedziała co myśleć. Chciała więcej o nim wiedzieć, ponieważ jego charakter ją zaciekawił, a teraz miała go tak naprawdę dość.
-Wiesz, trochę się śpieszę, więc..
-O siódmej rano się śpieszysz? Szybka jesteś.
-Posłuchaj, idź prawić sobie takie teksty komu innemu, dobra? Śpieszę się, więc daj mi iść. - zdenerwowała się.
-Dobra, dobra.. złość piękności szkodzi.
-Najpierw trzeba być ładnym, nieprawdaż? - zapytała.
-Owszem, a uważasz, że nie jesteś ładna? Ja sądzę inaczej.
-To komplement?
-No nie wiem, w końcu się na mnie wydarłaś. - odpowiedział.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko poszła dalej. Znajdowała się teraz na tzw. „uliczce zakupów“. Co kilka budynków były tam sklepy. Można było kupić wszystko - składniki potrzebne na ciasto, bądź strój na dyskotekę szkolną. Rankiem przechodziło tam dużo osób, w tym ojciec Mei. Błagała, aby tędy nie przechodził, zwłaszcza, gdy jest z Matt’em. Co by sobie pomyśleli? Ku jej prośbom, zza rogu po chwili wyszedł jej ojciec. Nie wyglądał na złego, jego mina przypominała bardziej „porozmawiamy w domu..“.
-Wypadałoby zadzwonić, nie sądzisz? - usłyszała.
-Tak, ale zasiedziałam się u Phoebe, wypadło mi z głowy.
-Widzę. - odpowiedział, patrząc na stojącego obok chłopaka. - Właśnie widzę, jak się zasiedziałaś. Idź szybko do domu, spóźnisz się na lekcje.
Mea nie odpowiedziała, jedynie pobiegła szybko w stronę domu. Na szczęście, Vicki i Adama już nie było. W holu spotkała tylko mamę. Nie była wyraźnie zadowolona. Dziewczyna poszła szybko na górę, tłumacząc, że zaraz ma lekcje. Przebrała się, spakowała książki, poczesała, lekko pomalowała i była gotowa. Wyszła z domu. Przy starej ławce zobaczyła Phoebe. Podeszła do niej. Oczywiście, zaczęła mówić o jednym - o sytuacji z rana, a dokładniej spotkaniu Matt’a.
-Przystojny jest? Umówiliście się? - zaczęła pytać od razu.
-Nie, nie umówiliśmy, Phoe. Myślisz tylko o jednym. - zaśmiała się. - Przystojny może jest.
-Może? Chłopak nie może być może przystojny, nie wciskaj mi takich kitów.
Mea zaśmiała się. Długo już nie rozmawiały, ponieważ dotarły do szkoły. Była ona ogólnie mała, taka jak ich miasteczko. Nie było najcudowniej, nauczycieli nie byli najmilsi, ale w okolicy to była jedyna szkoła, więc nikt nie mógł wybrzydzać.
-Słyszałyście? - usłyszały przyjaciółki z ust jednej z uczennic, Amy.
-Co jest? - spytała Phoebe.
-Do przeciwnej klasy doszedł nowy chłopak. - odpowiedziała, odchodząc w stronę sal lekcyjnych.
Dziewczyny popatrzyły na siebie. Phoebe zerwała się i powiedziała:
-Jeśli jest ładny, ja się z nim umawiam.
-Jasne, jasne. - odpowiedziała Mea, powstrzymując się od śmiechu.
Zachowanie Phoebe było całkiem zwyczajne. Każdy przyzwyczaił się, że rozmawia w wolnych chwilach o chłopakach, a kiedy zobaczy jakiegoś nowego musi go koniecznie poznać. Mimo to była najlepszą przyjaciółką, jakiej mogła wymarzyć sobie Mea. Mogła powiedzieć jej o wszystkim, podczas gdy innym nie ufała. Na co komu „przyjaciele“, którzy wygadują sekrety obcym osobom, zmyślają jakieś historie?
-No i znów się spotykamy.
Przed dwoma młodymi dziewczynami stanął chłopak. Ten, którego Mea spotkała w parku i dzisiaj rano.
-Prześladujesz mnie? - spytała Mea, krzyżując ręce.
-Wiesz, też mnie nie cieszy fakt, że muszę się uczyć. - zaśmiał się, patrząc na Phoebe. - Jestem Matt.
-Phoebe. Mea mi o Tobie mówiła. - odpowiedziała.
Mea szturchnęła lekko Phoe, próbując oczywiście zaprzeczyć. Ale padło słowo, nie było odwrotu.
-Serio? Mogłem się domyślić. - zaśmiał się.
-Chodź Phoe, mamy ciekawsze zajęcia. - odpowiedziała Mea, łapiąc przyjaciółkę za ręke.

Rozdział III

Drugi już dzisiaj rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba. : )


Wieczór minął spokojnie. Tata Mei wrócił jak zwykle zmęczony. Zawołał od razu swoje dzieci na dół.
-O co chodzi? - zapytała zaciekawiona Vicki.
Anna patrzyła na Meę, próbując coś wykrzustusić. Próbowała coś powiedzieć, ale nie umiała ująć tego w słowa.
-Chodzi.. córeczko, o to, że.. - zaczęła mówić.
-Od dzisiaj po szkole wracacie od razu do domu. - powiedział stanowczo ojciec.
Najstarsza z rodzeństwa Mea popatrzyła na siostrę i brata. Czuła, że chodzi o tą serię zabójstw. Wkrótce dzieci odeszły do swoich pokoi, prawie w ogóle nie zainteresowani. Oburzyła się jedynie ona. Była nastolatką i miała prawo do własnego życia. A teraz nagle rodzicie zakazali jej gdziekolwiek wychodzić?
-Nie możecie zabronić mi nigdzie wychodzić! - krzyknęła po dłuższej chwili. - Nie interesuje mnie co tu się dzieje, mam swoje życie.
-Mea, posłuchaj nas.. dobrze wiesz, co w mieście dzieje się od kilku tygodni.
-Nie tato, nie będę Was słuchała! Całe życie mieliście mnie gdzieś a teraz nagle o mnie dbacie?
-Nie tym tonem! - zdenerwował się ojciec.
-Uważaj, bo się przestraszę. - odpowiedziała nastolatka.
-Mea idź w tej chwili na górę! - odezwała się mama. - Idź.
Dziewczyna popatrzyła na mamę i udała się zgodnie z jej rozkazem na górę. Pierwsze co zrobiła to napisała SMS’a do Phoebe. Ta zaproponowała jej, by przyszła, bo matka czuje się lepiej, ale znając życie rodzice Mei zabronili by jej. Teraz wszystkiego będą jej zakazywać, ponieważ zapewne wezmą ją za rozwydrzoną nastolatkę. Ale jak czuli by się inni? Na pewno nie inaczej..
-Co się stało? - usłyszała. Podniosła wzrok i ujrzała młodszego brata. Nie miała nawet siły go wyganiać.
-Nic. - odpowiedziała.
Chłopiec podszedł do niej i ją przytulił.
-Nie chcę, żeby coś się stało. - po czym wyszedł.
Mea wstała z łóżka i podeszła do laptopa. Włączyła go po czym weszła na jakąś stronę z informacjami o jej mieście. Zaczęła czytać o serii zabójstw. Nie pisało tam jednak nic nowego.
-I oni się niby zwą policją? - powiedziała sama do siebie, śmiejąc się sarkastycznie.
Wtedy do pokoju weszła matka dziewczyny. Usiadła obok i zaczęła cicho mówić:
-Wiemy, że jesteś zła. Ale dbamy o wasze bezpieczeństwo. Dobrze wiesz, co dzieje się tutaj od kilkunastu dni.. nie możemy was narażać.
-Narażać? Traktujecie mnie jak małe dziecko! Nie będziecie mi niczego zakazywać. A teraz przepraszam, idę do Phoe. - powiedziała, wychodząc z pokoju.
Dziewczyna była zła, nawet wściekła. Nie chodziło już oto, że nie mogła nigdzie wychodzić. Tylko oto, że nagle rodzice o niej sobie przypomnieli. Całe życie interesowała się sama sobą, oni byli zapatrzeni w uroczą Vicki i zdolnego Adama. A ona? Ona była najstarsza, wszystko musiała umieć, ze wszystkim radzić sobie sama. I nagle dzięki nagłówkom gazet przypomnieli sobie i o niej. Doszła więc szybko do domu Phoebe. Rozglądała się wciąż z tą głupią nadzieją, że znowu spotka tego tajemniczego chłopaka. Nie znała go, ale czuła z nim jakąś więź. Poczuła ją w momencie wejścia do parku.
-Mea! Co się stało? - przywitała ją Phoebe.
-Pokłóciłam się z rodzicami.. mogę?
-Właź. - odpowiedziała.
Dziewczyny weszły od razu na górę. Phoebe przyniosła również lody - waniliowe i truskawkowe dla siebie, dla Mei natomiast czekoladowe i pomarańczowe. Zaczęły rozmawiać. Mea opowiedziała jej, co wydarzyło się w domu. Wyżaliła się. Phoe zaczynała ją pocieszać i mówić, że rodzice chcą o nią po prostu dbać, ale co mogła innego powiedzieć? To jej przyjaciółka. Nie obyło się bez rozmowy o nowo poznanym chłopaku..
-Wzięłaś jego numer? -zaczęła żartować Phoebe.
-Przestań. - odpowiedziała. - On jest.. inny. - dodała.
-W jakim sensie?
-Po prostu.. inny. - ponownie odpowiedziała, nabierając lody na łyżkę.
Dziewczyny nawet nie zauważyły, jak czas szybko minął. Z godziny 19 zrobiła się 23. Mimo to nie miały ochotę pójść spać. Rozmawiały jeszcze długo. Słuchały muzyki, grały w gry, plotkowały.. masa rzeczy naraz. Nie obyło się bez panikowania Phoebe przez zbliżającą się klasówką z fizyki czy jej gadaniem o chłopakach (co uważała za jedną z normalniejszych rzeczy w jej wieku). Tym razem jednak to Mea przeważała w rozmowach. Albo się żaliła, albo rozmawiała o Matt’cie. Obie nawet nie zorientowały się, że ktoś stoi pod domem Phoe..

Rozdział II


-Spokojnie, nie panikujmy. - usłyszała Mea z ust swojej matki po powrocie do domu. Rozmawiała ona przez telefon dość nerwowo.
Mea rzuciła torbę na kanapę. Zamknęła cicho drzwi i podeszła do mamy. Była poddenerwowana, o ile nie wściekła. Próbowała chyba kogoś uspokoić.
-Cześć mamo. - powiedziała.
-O, już jesteś. - odwróciła się, uśmiechając sztucznie. - Oddzwonię do Ciebie. - rozłączyła się.
Anna, bo tak nazywała się matka dziewczyny popatrzyła na nią dość nerwowo. Od razu poszła do kuchni pod pretekstem odgrzania wczorajszego obiadu. Na kilomentr można było wyczuć jej nienaturalne zachowanie.
-Jak w szkole? Spotykasz się dzisiaj z Phoebe? - zapytała, nie odwracając się nawet do córki.
-Dziś wieczorem przychodzi, ale mówiłam Ci o tym wczoraj. Może? W ogóle co tutaj dzisiaj tak cicho?
-Oczywiście, niech przyjdzie. Do Adama przyszedł kolega, a Vicki jest na balecie. - odpowiedziała.
I nagle zapadła krępująca cisza. Tak naprawdę ich kontakty nigdy nie były zbytnio rozwinięte. Rozmawiały o szkole dziewczyny i czasem o jakiś przypadkowych tematach. Nie było tak, że Mea nie ufała matce. Wiedziała, że jeśli będzie w jakiś poważnych kłopotach to może liczyć na jej pomoc. Ale jeśli nie miała się komu zwierzyć (chociaż zawsze miała Phoebe, jednak jak to przyjaciółki bywały czasy, kiedy się kłóciły) to wolała siedzieć cicho niż z nią rozmawiać. Czuła, że przyswoży jej to więcej problemów niż je rozwiąże.
Mea po zjedzeniu obiadu poszła na górę. Zatrzymała się jednak na schodach i spytała lekko zmartwiona:
-Mamo.. nic się nie stało?
Anna była wyraźnie zdziwiona troską córki.
-Nie, nic się nie stało. - uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona.
Na górze tak spokojnie już nie było. Obok pokoju Mei mieścił się pokój najmłodszego z rodzeństwa Adama. Słyszała go ciągle, jak to dziecko. A teraz był u niego kolega, co równa się podwójnym hałasem. Ale nie mogła na to nic poradzić. Wyciągnęła książki po czym usiadła przy biurku. Zaczęła przeglądać podręcznik do matematyki, przeszkadzało jej jednak słońce wpadające do pokoju. Podeszła do okna, przesuwając stertę ubrań, które rozrzuciła rano. Gdy miała już spuścić rolety, w parku, na który miała widok ze swojego pokoju zobaczyła sylwetkę młodego chłopaka. Nigdy wcześniej go nie widziała. Przyjrzała mu się z nadzieją, że on z tej odległości jej nie widzi. W końcu pomyślał by sobie, że się na niego gapiła jak jakaś dziwna. On jednak uśmiechnął się, również obserwując dziewczynę. Mea zdziwidziła się i zasłoniła okno. Ponownie dosiadła się do biurka i zaczęła kończyć pracę domową. Przerwał jej SMS. Oczywiście nie był od nikogo innego, niż od Phoebe. Napisała jedynie, że nie może później przyjść, gdyż jej mama zachorowała, a ojciec wyjechał w delegacje i nie chce jej samej zostawiać.
-Mea, pójdziesz do sklepu? - usłyszała od mamy, która właśnie weszła do pomieszczenia.
-Teraz? - odpowiedziała niezadowolona.
-Proszę. To tylko chwila.
Dziewczyna wstała i chwyciła kurtkę. Wzięła od matki listę zakupów wraz z torbą i opuściła dom. Na dworze było znacznie zimniej, niż rano. Mea kupiła szybko zakupy i gdy chciała już iść do domu poczuła coś. Jakaś energia ciągnęła ją w stronę parku. O ile można go tak nazwać, bo rzadko ktoś tam przychodził. Niby było ładnie, zielono, dzieci mogły się bawić, ale każdego coś odciągało od tego miejsca. Dziewczyna weszła do parku. Zaczęła spoglądać na ziemię. Po chwili upadła jednak, rzucając torbę na ziemię. Uniosła oczy i ujrzała przed sobą wysokiego bruneta. Zaczęła spoglądać w jego brązowe oczy. Po chwili wstała, zaczynając mówić:
-Wybacz. - powiedziała trochę oschle.
-Nic się nie stało. Dość często ktoś się na mnie patrzy z okna a potem wpada z torbą na zakupy. - odpowiedział, śmiejąc się. Po chwili podał Mei rękę.
Mea wstała z pomocą chłopaka i podniosła torbę. Nie wiedziała co sądzić o całej sytuacji, ani co powiedzieć.
-Na imię mi Matt. A Ty jesteś? - zaczął pytać.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Była zapatrzona w Matt’a. Wydawał się jej tajemniczy, jakby coś ukrywał. No i był zabójczo przystojny. Miał delikatne rysy twarzy, jego brązowe oczy wyrażały milion emocji naraz, włosy delikatnie powiewały.
-Wybacz. Mea, miło mi. - odpowiedziała po dłuższej chwili.
-Mi też. - opowiedział radośnie.
-Muszę.. już iść. - powiedziała, uśmiechając się lekko.
Mea odwróciła się i poszła w stronę domu. Teraz myślała o jednym: kim tak naprawdę był nowopoznany chłopak..

Co uważacie? Komentujcie. ;))

poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział I


Poniedziałek, dzień jak codzień. Dzieci biegały po domu, szukając w zakamarkach domu schowanych kosmitów, tata szukał po salonie odłożonego wcześniej krawatu, mama szykowała śniadanie z nadzieją, że ktoś o nim sobie przypomni. Na górze tymczasem z łóżka próbowała wstać najstarsza z rodzeństwa Mea. Miała szesnaście lat i wprost marzyła o tym by być jedynaczką. Swoje rodzeństwo uważała za najgorsze co mogło się w życiu przytrafić - ośmioletni brat Adam i dziesięcioletnia zwolenniczka jaskrawych kolorów Vicki. Ale co biedna mogła zrobić? Wstała więc z łóżka i podeszła do szafy, wyrzucając z niej wszystkie napotkanie ubrania. Nie chodziło oto, że była wybredna, chociaż czasem i chciała wyglądać po prostu olśniewająco.
-Mea szybciej, spóźnisz się zaraz! - krzyknął jej ojciec trzaskając drzwiami.
-Jasne, jasne. - odpowiedziała sarkastycznie, wyjmując zieloną bluzkę.
Poszła do łazienki, umyła zęby, związała jakoś sensownie włosy i się ubrała. Otworzyła delikatnie drzwi z nadzieją, że nikt przed nimi nie będzie stał. Myliła się.
-Co robiłaś? - spytał jej brat.
-Pomyślmy: szykowałam się na cudowne siedem godzin bez Ciebie w szkole.
-Czemu beze mnie?
-Mamo, weź go stąd.. - krzyknęła.
-Adam chodź na śniadanie. - odpowiedziała ze schodów niezbyt zainteresowana.
Chłopiec pobiegł szybko na dół. Radość dziewczyny długo nie trwała, bo zaraz podbiegła do niej siostra. W jednej ręce miała szczotkę a w drugiej.. a w drugiej? Trudno było nazwać lalką coś, co zamiast włosów miało jej pocięty kawałek bluzki.
-Nie powiesz mamie, że pocięłam tą nową bluzkę? Nie mogłam jej tak zostawić bez włosów! - krzyknęła, powstrzymując się od płaczu.
Meę to jednak nie zainteresowało. Odepchnęła dziewczynkę i pobiegła do pokoju. Spakowała ostatnie rzeczy do torby. Zabrała ją po czym wyszła z pokoju. W kuchni jak zwykle panował okropny bałagan. Dziewczynę nawet nie zainteresowało śniadanie, ku przestrodze rodzicielki. Chwyciła jedynie bluzę leżącą od kilku dni na krześle i wyszła z domu. Chyba jeszcze nigdy nie była zadowolona ze szkoły.
-Hej, Mea! - usłyszała zza rogu.
Odwróciła się. Była to jej najlepsza przyjaciółka, Phoebe. Znały się od zawsze. Mogły razem się pośmiać, pożartować, ale wspólnie wygadać i pożalić.
-Cześć Phoe!
-Słyszałaś? Wczoraj znowu znaleźli martwe ciało.. - powiedziała, zmieniając już ton.
Mea popatrzyła na nią chwilę. Uśmiech zszedł jej natychmiast z twarzy. Czemu? Od kilku dni w ich mieście panuje seria zabójstw. Co więcej, znalezione ciała ukrywane są w jednym miejscu - opuszczonym domu. Nikt nie wie kto przyczynia się do śmierci. Policja nie wie co robić, matki boją się o swoje dzieci, a co z młodzieżą? Starają się żyć własnym życiem, ale to nie jest takie proste, gdy na nagłówkach gazet można przeczytać
„Kolejne zabójstwo w Chance Charb“.
-Boję się, Mea.. a jeśli oni zrobią coś nam? Naszym rodzinom? To już nie są żarty! - zaczęła przejmować się Phoebe.
-Hej, daj spokój. Może mięli jakieś doczynienia z mafią, a kto tam wie. Będzie dobrze. A teraz chodźmy na lekcje, bo nas zabiją.
Phoe, bo tak nazywała ją Mea zaśmiała się i obie ruszyły w stronę szkoły. Od razu zaczęły rozmawiać. Niespodziewanie, z rozmowy o muzyce zaczął ciągnąć się o chłopaku, który od szóstej klasy podoba się Phoebe. Meę oczywiście to bawiło, próbowała jednak dawać jakieś wskazówki przyjaciółce. Przerwał to jej jednak dzwonek, który usłyszały zaraz po wejściu do budynku szkoły. Lekcje minęły szybko i o dziwo (z jej klasą) bardzo spokojnie. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła myśleć o tym, co rano powiedziała jej kumpela. Co jeśli i im coś grozi?
-Nie martw się.. - próbowała sobie wmówić.

Wprowadzenie + prolog


Hej. ;) Znacie mnie zapewne z bloga losy-hoa na którym również piszę, tyle, że scenariusze do serialu House of Anubis. Na tym blogu mam zamiar pisać opowiadanie o młodej dziewczynie imieniem Mea. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Tak więc, oto prolog:

Północ. Przez stary las biegła młoda dziewczyna. Delikatne blond włosy zakrywały błękitne i mokre od łez oczy. Policzki nabierały różowawych kolorów. Biegła nie zważając na kierunek. Odwracała sie nerwowo co kilkanaście minut, oczekując, że nikogo nie zobaczy. Myliła się za każdym razem.
-Gdzie jesteś? - słyszała.
Nie odpowiedziała. Musiała uciekać dalej. Tak więc zrobiła. Dobiegła do małej, opuszczonej wioski. Jej uwagę zwrócił jakiś budynek. Schowała się za starym, opuszczonym domem. Nigdy wcześniej go nie widziała, przez co była przestraszona. Wiedziała jednak, że to jej ostatnia szansa.
-Teraz.. albo nigdy. - powiedziała do siebie.
Kiedy pomyślała, że nikt jej nie znajdzie - ujrzała wybite okno. Weszła do pomieszczenia, starając się nie okaleczyć. Na półkach stały stare, zakurzone książki. Na stole stała szklanka po wypitej kawie. Kanapa, była prawie niewidoczna, przez panującą ciemność. Uwagę dziewczyny przykuły jedynie drzwi. Doszła do nich i je dotknęła. Poczuła coś, jakby ktoś chciał jej coś przez dotyk przekazać, coś ważnego, ale było to niemożliwe. Zaczęła w nie uderzać i kopać. Nadal bez efektu. Stracona odwróciła się z nadzieją na odejście. Zobaczyła przed sobą cień mężczyzny.
-Witaj. - powiedział, przybliżając się.