poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział I


Poniedziałek, dzień jak codzień. Dzieci biegały po domu, szukając w zakamarkach domu schowanych kosmitów, tata szukał po salonie odłożonego wcześniej krawatu, mama szykowała śniadanie z nadzieją, że ktoś o nim sobie przypomni. Na górze tymczasem z łóżka próbowała wstać najstarsza z rodzeństwa Mea. Miała szesnaście lat i wprost marzyła o tym by być jedynaczką. Swoje rodzeństwo uważała za najgorsze co mogło się w życiu przytrafić - ośmioletni brat Adam i dziesięcioletnia zwolenniczka jaskrawych kolorów Vicki. Ale co biedna mogła zrobić? Wstała więc z łóżka i podeszła do szafy, wyrzucając z niej wszystkie napotkanie ubrania. Nie chodziło oto, że była wybredna, chociaż czasem i chciała wyglądać po prostu olśniewająco.
-Mea szybciej, spóźnisz się zaraz! - krzyknął jej ojciec trzaskając drzwiami.
-Jasne, jasne. - odpowiedziała sarkastycznie, wyjmując zieloną bluzkę.
Poszła do łazienki, umyła zęby, związała jakoś sensownie włosy i się ubrała. Otworzyła delikatnie drzwi z nadzieją, że nikt przed nimi nie będzie stał. Myliła się.
-Co robiłaś? - spytał jej brat.
-Pomyślmy: szykowałam się na cudowne siedem godzin bez Ciebie w szkole.
-Czemu beze mnie?
-Mamo, weź go stąd.. - krzyknęła.
-Adam chodź na śniadanie. - odpowiedziała ze schodów niezbyt zainteresowana.
Chłopiec pobiegł szybko na dół. Radość dziewczyny długo nie trwała, bo zaraz podbiegła do niej siostra. W jednej ręce miała szczotkę a w drugiej.. a w drugiej? Trudno było nazwać lalką coś, co zamiast włosów miało jej pocięty kawałek bluzki.
-Nie powiesz mamie, że pocięłam tą nową bluzkę? Nie mogłam jej tak zostawić bez włosów! - krzyknęła, powstrzymując się od płaczu.
Meę to jednak nie zainteresowało. Odepchnęła dziewczynkę i pobiegła do pokoju. Spakowała ostatnie rzeczy do torby. Zabrała ją po czym wyszła z pokoju. W kuchni jak zwykle panował okropny bałagan. Dziewczynę nawet nie zainteresowało śniadanie, ku przestrodze rodzicielki. Chwyciła jedynie bluzę leżącą od kilku dni na krześle i wyszła z domu. Chyba jeszcze nigdy nie była zadowolona ze szkoły.
-Hej, Mea! - usłyszała zza rogu.
Odwróciła się. Była to jej najlepsza przyjaciółka, Phoebe. Znały się od zawsze. Mogły razem się pośmiać, pożartować, ale wspólnie wygadać i pożalić.
-Cześć Phoe!
-Słyszałaś? Wczoraj znowu znaleźli martwe ciało.. - powiedziała, zmieniając już ton.
Mea popatrzyła na nią chwilę. Uśmiech zszedł jej natychmiast z twarzy. Czemu? Od kilku dni w ich mieście panuje seria zabójstw. Co więcej, znalezione ciała ukrywane są w jednym miejscu - opuszczonym domu. Nikt nie wie kto przyczynia się do śmierci. Policja nie wie co robić, matki boją się o swoje dzieci, a co z młodzieżą? Starają się żyć własnym życiem, ale to nie jest takie proste, gdy na nagłówkach gazet można przeczytać
„Kolejne zabójstwo w Chance Charb“.
-Boję się, Mea.. a jeśli oni zrobią coś nam? Naszym rodzinom? To już nie są żarty! - zaczęła przejmować się Phoebe.
-Hej, daj spokój. Może mięli jakieś doczynienia z mafią, a kto tam wie. Będzie dobrze. A teraz chodźmy na lekcje, bo nas zabiją.
Phoe, bo tak nazywała ją Mea zaśmiała się i obie ruszyły w stronę szkoły. Od razu zaczęły rozmawiać. Niespodziewanie, z rozmowy o muzyce zaczął ciągnąć się o chłopaku, który od szóstej klasy podoba się Phoebe. Meę oczywiście to bawiło, próbowała jednak dawać jakieś wskazówki przyjaciółce. Przerwał to jej jednak dzwonek, który usłyszały zaraz po wejściu do budynku szkoły. Lekcje minęły szybko i o dziwo (z jej klasą) bardzo spokojnie. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła myśleć o tym, co rano powiedziała jej kumpela. Co jeśli i im coś grozi?
-Nie martw się.. - próbowała sobie wmówić.

1 komentarz: