środa, 22 lutego 2012

Rozdział VI

Dzięki za miłe opinie. ; ))


Środa. Kolejny dzień, niby taki jak każdy-nudny, banalny, normalny. Ale ostatnimi czasy dla Mei wszystko przestawało być normalne. Najpierw zabójstwa, potem nowy chłopak. I ta sytuacja z wieczora nie dawała jej spokoju. Odkąd spotkała Matt’a był on uśmiechnięty, radosny, zadowolony. Żartował i śmiał się. A wczorajszego wieczora był przejęty, smutny. Coś musiało się stać. Coś co dotyczyło również i ją. Ubrała się w nowe jeansy, założyła niebieski top i do tego niebieskie kolczyki. Wyszła z domu. Musiała iść sama, bo Phoebe odwoziła do szkoły jej mama. Do budynku szkoły doszła dość szybko. W korytarzu spotkała Phoe, która w przeciwieństwie do niej tryskała radością.
-Cześć, co jest? - spytała.
-Nic.. słuchaj, widziałaś może Matt’a? Muszę z nim porozmawiać.
-Wiedziałam, że go zaprosisz. Nie, nie widziałam. - odpowiedziała, chowając do szafki książki.
Mea nie miała nawet ochoty żartować. Otworzyła więc swoją szafkę i schowała torbę. Gdy ją zamknęła zobaczyła wysokiego bruneta.
-Niech zgadnę, szukałaś mnie? - spytał.
-Tak właściwie to.. tak. Chodzi o to co powiedziałeś mi wczoraj wieczorem.
Phoebe przybliżyła się do Mei i powiedziała jej szeptem:
-Zabiję Cię, że nie powiedziałaś, że się z nim spotkałaś. No i pójdę już. - po czym odeszła.
Chłopak zaśmiał się jedynie. Spojrzał się ponownie na Meę. Ta nie odpowiadała, ale teraz miała już pewność: coś się stało i sama jest w to zamieszana.
-W tym mieście nie jest bezpiecznie. - odpowiedział.
-Wow, tyle domyśliłam się sama. To wytłumaczysz mi czemu niby mam być ostrożna?
-Po prostu uważaj na siebie.
-To wytłumacz mi dlaczego. - powiedziała zaniecierpliwiona.
-Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedział odchodząc.
Mea nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Jeśli ją to dotyczyło to chciała wiedzieć co się stało, ale.. ona go tak naprawdę nie znała. Nie wiedziała o nim nic, znała jedynie jego imię, a on nagle mówi jej o tym, że to miasto jest niebezpieczne. Tak jakby znał ją od zawsze i chciał jej chronić. Chyba każdy na jej miejscu poczułby się dziwnie i nieswojo. Reszta dnia minęła na szczęście spokojnie. Mea wróciła do domu wraz z Phoebe. W domu nie było jeszcze nikogo. Rodzeństwo zapewne było jeszcze w szkole (a jeśli nie to na zajęciach dodatkowych, w końcu Adam i Vicki są „tacy uzdolnieni“), mama natomiast poszła do sklepu. Pracowała w domu, opiekując się wszystkimi i zajmując domem. Dziewczyny poszły na górę. Phoebe jak to zwykle robi - rzuciła swoją torbę gdzieś w kąt i usiadła przy biurku, zaczynając rozmowę. Oczywiście próbowała zacząć temat o Matt’cie, Mea jednak nie była w humorze o nim rozmawiać.
-No weź, przecież jest całkiem fajny. Dlaczego się z nim nie chcesz umówić?
-Bo go niecierpię.
-Tak zaczynają się wielkie miłości! - odpowiedziała uśmiechajac się. Zależało jej na szczęściu przyjaciółki.
-Nie cytuj Katherine i Stefana. I nie, tak sie nie zaczynają wielkie miłości. Idę do kuchni, co chcesz? - próbowała zmienić temat.
-Te chipsy, które kupuje Twoja mama. - odpowiedziała.
Mea zaśmiała się i zeszła na dół. Po chwili wróciła już z całym zestawem: colą, popcornem, lodami i chipsami.
Przez starą uliczkę szła kobieta w średnim wieku. Niosła w rękach torby z zakupami. Była zadbana, ubrana schludnie. Mimo to wybrała drogę, którą rzadko kiedy ktoś przechodził. Miasto to kryło wiele zakamarków i ciemnych stron - jedną z nich było to miejsce. W pewnym momencie zaczął padać deszcz. Chodnik zaczął stawać się śliski, z liści drzew zaczęły spadać małe krople deszczu. Kobieta przyśpieszyła tempo. Poczuła, że ktoś idzie za nią. Bała się jednak odwrócić. Skręciła więc w stronę parku. Wciąż jednak słyszała czyjeś kroki za sobą i czyjeś szepty. Gdy deszcz przestał padać, zatrzymała się i odwróciła. Nikogo nie zobaczyła. Poczuła, jak kamień spada jej z serca. Postanowiła iść dalej. Zobaczyła jednak przed sobą mężczyznę. Ubranego w kapelusz, ciemny płaszcz. Stopniowo przybliżał się do niej. Kobieta próbowała uciec. Na marne, bo za nią również stali inni mężczyźni.
-Zostawcie mnie, błagam! - zaczęła krzyczeć i płakać, upuszczając na ziemię torby.
Prośby poszły na nic. Jeden z nich zaczął się śmiać, przybliżając się. Złapał ją za szyję, odgarniając jej włosy. Już chciał przybliżyć do niej swoje ostre kły, jeden jednak przyszkodził mu:
-Zabierzcie ją. Zapomnieliście, że to jej matka?
-Oczywiście, Finn. - odpowiedział ten, który stał obok.
Dziewczyny rozmawiały w domu nadal. Tak naprawdę co sekundę zmieniały temat, ale robiły to zawsze, więc nie było to dziwne. Tymczasem na dole rozległ się dźwięk otwierania drzwi. Mea i Phoebe pomyślały, że to wróciła jej matka. Tak naprawdę do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Ten sam, który przed chwilą szedł za matką Mei, ten, który rozmawiał z Matt’em. Upewnił się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gdy już sprawdził, podszedł do blatu. Wyjął delikatnie z kieszeni płaszcza lekko zamoczony list. Położył go obok butelki z wodą i wyszedł z domu. Chwilę po tym do korytarza weszły przyjaciółki.
-Dzięki, spotkamy się w szkole. - powiedziała Phoebe, zbliżając się do drzwi.
-Cześć. - odpowiedziała Mea.
Phoebe wyszła z domu. Mea zamknęła delikatnie drzwi, po czym poszła do kuchni. Po chwili zauważyła jakiś list leżący na blacie..

3 komentarze:

  1. O mój Boże prosze dodaj następny musze wiedziec co dalej...:*:) Wspaniały.!

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne :) Jesteś świetna, nie mogę się oderwać od czytania twoich opowiadań ;))
    Też jestem wielką fanką TVD i TSC <3
    Pozdrawiam ;-))

    OdpowiedzUsuń